Forum www.motosompolno.fora.pl Strona Główna www.motosompolno.fora.pl
Forum WGM Sompolno
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

chorwacja 2013

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.motosompolno.fora.pl Strona Główna -> Imprezy, wyjazdy, szybkie ustawki / Relacje z wypraw, wycieczek, imprez...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 21:29, 28 Lip 2013    Temat postu: chorwacja 2013

Witam was wszystkich. W piątek 5 lipca rozpoczęliśmy naszą przygodę z Chorwacją. Jedziemy w czwórkę: Roman, Mariusz, Tomek i Grzegorz. pierwszego dnia pokonaliśmy 638 km aby spędzić noc na słowacji. drugi dzień (580km) to kąpiel w Balatonie na Węgrzech i następnie pierwsza noc w Chorwacji choć jeszcze nie docelowe miejsce. dzień trzeci (380 km) - niedziela - Plitwickie Jeziora gdzie kręcono sceny do kultowego filmu tarzan i dojazd do Makarskiej - naszej mety w Chorwacji. W tym dniu przeżyliśmy horror. Po wyjeździe z 6 km tunelu na wylocie czekał na nas huragan "bora". Mieliśmy pełne portki. Szybka decyzja, stajemy, postój ok 1 godziny. Cały czas wieje jak cholera. Wreszcie ruszamy z duszą na ramieniu. 2 godziny walki z wiatrem na autobanie wykańcza nas fizycznie i psychicznie. Daliśmy radę, skład w komplecie. Wtorek ( 320 km)wypad Romana i Tomka do Dubrownika. Miasto- perełka architektury i ten klimat starych murów i zabytków. Żar z nieba niesamowity, 35 stopni w dzień, 28 w nocy. Czwartek (60 km) najpiękniejsze 60 km w moim życiu. Roman, Mariusz i Grzegorz zdobywamy górę św.Jerzego - 1762 m.n.p.m. czegoś takiego jeszcze nie przeżyliśmy. Rumunia i trasa transforgarska to dopiero była rozgrzewka. prawdziwy czad i hardkor jest dopiero na św.Jerzym. Fotki prześlę Karolowi z prośbą o wstawienie do galerii. Filmy po powrocie. W niedzielę Mostar i Madiugorie. Pozdrawiamy was wszystkich. W poniedziałek cdn
Witam, kolejny dzień w Chorwacji. Wczoraj był dzień odpoczynku dla wszystkich. Wykorzystaliśmy go i robiliśmy wycieczki innym wczasowiczom na górę trzech krzyży oraz do punktu widokowego położonego w przepięknym miejscu, z którego rozpościerał się niesamowity widok na Makarską. Dzisiaj jestem już przygotowany na wyjazd do Mostaru, Madjugorie, będziemy również kąpać się przy wodospadach Krawica oraz oglądać jeziora. Jedziemy w cztery moto z plecakami. Pozostała grupa z Sompolna podąża za nami busem. Idziemy na śniadanie i ruszamy ...
Przesyłam kilka foto
Ruszamy. 4 moto + 8 sompolniaków w busie. Humory dopisują, kierowca busa okazał się niezłym pieśniarzem, rozbawiał wszystkich. My na moto podążamy za nim, prędkości w granicach rozsądku i niepłacenia mandatów. Zaczynamy od dwóch jezior które w zależności od pory dnia zmieniają swój kolor, następnie super ruiny zamczyska i meczet za 1 euro dla chętnych (takowych nie było). Kolejny punkt to Mostar (ten znany z wojny). Zwiedzamy najsłynniejszy most w mieście i rozkoszujemy się klimatem prawie tureckiego miasteczka z jego bazarami i knajpkami. Nasz kierowca robi nam uprzejmość i przejeżdżamy po części miasta gdzie ślady walk wojennych przeplatają się z nowocześnie odbudowaną architekturą. Ogromne wrażenie robi szklany budynek Siemensa obok ruin kamienicy z wypalonymi oknami i murami ze śladami kul.
Kolejny etap to klasztor Derwiszów i niesamowita rzeka wypływająca spod skały. Nie rzeczka tylko prawdziwa, spora rzeka. Niesamowite. Oczywiście zwiedzamy również pomieszczenia Derwiszy. Łącznie z kibelkami.
Kolejny punkt trasy to Madjugorie. Kto nie był niech jedzie i dozna prawdziwego spotkania z modlitwą. W spokoju w ciszy po wyczerpującej wspinaczce po gołych skałach na polankę gdzie czeka figura Maryi. Figura i nic więcej ... co mogłoby zakłócić spokój.
Przed kolejnym etapem chwila odpoczynku. Temperatura ok 38 stopni, dupsko dosłownie przyklejone do siedziska. Drogi drugiej kategorii, ale nie można na nie narzekać.
Pędzimy do wodospadów Krawica. Pierwszy kontakt z wodą paraliżuje członki (członka również ale później to już tylko super zabawa i miła ochłoda dla ciała.
Na koniec pasażerowie busa i nasze plecaki zostają uraczone rakiją od kierowcy. My tylko patrzymy ...
wracamy ok 18 na późny obiad. Było super
Czas pożegnać Makarską. Pobudka o 4 rano, o 5 wyjazd. Ale Makarska jest w nas zakochana i nie chce nas wypuścić.!!!
Do 7 leżymy na stacji paliw w mieście bo oczywiście nadeszła niezapomniana BORA z jej wszelkimi odmianami. wieje że hej...
Po 2 godzinach byczenia się zapada decyzja o próbie walki z BORĄ. Jedziemy. Na początku wolno 20-30 km/h z każdym promieniem słońca góry się ogrzewają i BORA cichnie. Prędkość 60-70 km/h. Coraz pewniej zawijamy winkle na via adriatica. Po lewej mamy skały a po prawej Adriatyk, tylko że czasami 400 metrów poniżej. O barierkach drogowcy zapomnieli. Przejście graniczne i odprawa celna na granicy z Bośnią i Hercegowiną. W małym korku i temp. 30 stopni przebiega sprawnie. Przejeżdżamy przez ten kraj prawie go nie zauważając. SERBIA - co za piękny kraj. Dziki, surowy, nieskażony cywilizacją z idealnymi drogami i niesamowitymi górami. Gubimy rachubę ile pokonaliśmy tuneli i mostów. Coś niesamowitego. Po drodze krótkie odpoczynki i pora obiadowa. Kupujemy w sklepie tutejszą kiełbasę, bułeczki i cosik do picia. Kiełbasa okazuje się czerwoną kaszanką z niewiadomą zawartością. Tylko jeden motocyklista okazuje się odważny i wciska w siebie swoją porcję. Niestety to mi przyszło spędzić noc w towarzystwie kaszankożercy. Nocne wrażenia słuchowe i węchowe nie do opisania. Nocleg po przejechaniu 530 km po serpentynach i górach witamy z utęsknieniem.
Dzisiaj przygotowania do drogi rozpoczęte o 6 rano. Doświadczeni dniem wczorajszym, kiedy to dotarliśmy na kwaterę ok 21 postanawiamy nie marudzić i wyjechać skoro świt. Mamy dotrzeć do miejscowości pod trasą transalpiną. Plan jak to plan lubi się nie sprawdzić. Znów mnóstwo ciasnych zakrętów, drogi już nie takie idealne. Po drodze zwiedzamy tylko obiekty klasy zerowej. Zdarzają się odcinki długich prostych. Ale coś za coś. Zaczyna robić się już trochę nudno. Ok 20 docieram pod transalpinę. Jeszcze tylko 20 km do postoju. Ale te 20 km pokonujemy prawie w jedną godzinę. Ciemności zapadają szybciej niż u nas i jakoś tak nagle. Ostatnie kilometry trasy pokonujemy w ciemnościach. Może to i dobrze bo czasami jest już hardcorowo. W pamięci pozostaną mi zarysy dwóch motocyklistów wspinających się pod górę na tle rozgwieżdżonego nieba. I tylko za nimi widoczne dwa czerwone punkciki świateł. Bajeczne. Nocleg w spokojnym pensjonacie na 4 piętrze, do którego wjeżdżamy po kocich łbach, po omacku z duszą na ramieniu. Śpimy jak zabici po 480 km. Czasami daje znać o sobie jeszcze serbska kaszanka... cdn

Witam, dzisiaj mam już więcej czasu i opiszę moje wrażenia z transalpiny. Dwa lata temu będąc w Rumunii zdobyliśmy trasę Transforgarską. Myśleliśmy, że jest to jak do tej pory najładniejsza widokowo i dla nas najtrudniejsza trasa motocyklowa w Europie. I tak rzeczywiście było, aż do tego roku. 17 lipca wszystko się zmieniło. To co przeżyliśmy i zobaczyliśmy na transalpinie urzekło nas wszystkich. Już wcześniej opisywany dojazd do naszego noclegu był super zwłaszcza, że wykonany już w nocnej scenerii. Gdy rano otworzyliśmy oczy pierwsze spojrzenia kierujemy w okna. Jest super, świeci słońce, ktoś jednak czuwa nad naszą wyprawą. A pogoda na transalpinie bywa różna, co może potwierdzić Karol. Ruszamy ok 8. Pierwsze zaskoczenie to duża jak na tę porę dnia liczba turystów na drodze. Sporo samochodów i o dziwo kilku rowerzystów, którym należy się wielki szacun za ich trud. My zaczynamy od krótkiej sesji zdjęciowej. Ruszamy. Drogą cały czas pod górkę, asfalt taki, że u nas podobnego nie uświadczysz. szeroki na dwa auta, łuki i agrafki wyprofilowane książkowo. Żadnej dziurki ani żadnego ubytku w nawierzchni. Nagrywam film, ale większość ujęć to droga przede mną, bo trudno kręcić głową na boki a zarazem kontrolować, czy z kolejnego zakrętu nie wyłoni się rozpędzony rowerzysta. Jest coraz cieplej. My wspinamy się coraz wyżej. Co chwila odkrywamy coś nowego. Nowe wzniesienie, nowa przełęcz. Przepięknie. Kilka razy stajemy bo nie można przejechać obok tak cudownych pejzaży. Jesteśmy coraz wyżej, widać już wiele szczytów położonych pod naszymi kołami. Nasila się ruch samochodów. Asfalt cały czas równy. Dojeżdżamy na szczyt. Zadowolenie i duma nas rozpiera, a to co zrobiliśmy było dla nas dużym wyzwaniem. Pokonaliśmy wiele zakrętów, wiele stromych podjazdów ale najważniejsze że pokonaliśmy wiele razy samych siebie. Bo w każdym z nas drzemały różne obawy, niepewności - czy dam radę? DALIŚMY wszyscy, cała czwórka w jednym szyku, bez zbędnego marudzenia, bez gonitwy na złamanie karku, dotarła do celu. Jesteśmy na szczycie. widok na Karpaty obłędny. Tutaj czuje się potęgę gór, potęgę przyrody. I to jacy my jesteśmy mali. Po chwili zachwytu, po pierwszych fotkach przychodzi spokój i małe rozczarowanie. Jak to człowiek nawet tak wspaniały kawałek ziemi potrafi zmienić w chiński jarmark. Oczywiście na szczycie budki z "niby" rękodziełem rumuńskim. A w rzeczywistości to chińska tandeta. Żal. No cóż komercja wdziera się wszędzie. A z drugiej strony to z czego ci Rumuni mają żyć, jak nie z turystów kupujących rumuńsko-chińskie rękodzieło. Wracamy, a inaczej zjeżdżamy w dół. I znów te widoki już po północnej stronie Karpat. Zakręt w lewo, zakręt w prawo, zakręt w lewo itd... cały czas hamowanie silnikiem i dohamowanie hamulcami. Nie mierzyliśmy temperatury tarcz, ale jeszcze nie świeciły na czerwono. Zaczynają się lasy, małe strumyki. Nad jednym z nich pozostawiamy ślad naszego pobytu. Z kamieni udaje nam się ułożyć na skraju potoku pokaźny herb gminy Sompolno, ku potomności, na pamiątkę naszego pobytu. (fotka wkrótce) Mijamy po drodze zapory wodne, mosty. Dojeżdżamy do końca trasy marzeń.
Ciąg dalszy podróży w kolejnym wpisie.
Witajcie, dzisiaj już chyba ostatni wpis z naszej wyprawy. Tak więc pokonaliśmy transalpinę. A kilka dni wcześniej, gdzieś na stacji cpn zakupiłem oryginalną rumuńską mapę drogową, coby być na bieżąco z drogami. Ten zakup kosztował nas ok 150 km po wertepach i dziurawym asfalcie. Bo oczywiście wybraliśmy na powrót i wjazd na Węgry najkrótszą drogę w kolorze czerwonym (odpowiednik naszych dróg wojewódzkich). Okazało się że Rumuni najpierw drukują mapy, a następnie budują pod te mapy drogi. Cały ten odcinek nieźle dał się we znaki naszym maszyną i naszym d..ą. Chociaż należy dodać, że nasze dl i tygrysek Mariusza poradziły sobie nad podziw dobrze, ale mydelniczka Grzegorza pokazała jego nadgarstkom po jakich drogach nie powinien jeździć. Po przekroczeniu granicy z Węgrami było już tylko lepiej. Spanko mieliśmy w miejscowości Hajlodeboszli. Fajny kurort, w którym chętnie odpoczywają Polacy. Dojechaliśmy jednak do niego również w nocy, i nikomu nie chciało się już go zwiedzić "by night". Rano dnia następnego szybka toaleta, kawka i na koń. A, zapomniałem jeszcze powiedzieć, o krótkiej przyjaźni jaką zapałał Tomek do miejscowego kota Jsztwana. Mało brakowało, a rodzina Tomka powiększyła by się o jedno stworzenie. Przed nami Słowacja i wjazd do Polski. Pierwszy postój obowiązkowo w Tokaju. uzupełniliśmy zapasy winka u już znajomego gospodarza. Była godzina ok. 10 a my go wyrwaliśmy z błogiego snu dźwiękiem dzwonka wiszącego u wejścia. Uśmiechnięty gość, prawdopodobnie ojciec faceta, który 2 lata temu sprzedawał nam winko, zaprosił nas do piwniczki. Czuliśmy się jak u siebie. Znajome beczki, znajome grzybki i narośla na ścianach winiarni. Znajomy cennik w języku polskim. Oczywiście obowiązkowa degustacja, co w naszym przypadku skończyło się umoczeniem dzioba. Na odchodnym zaśpiewaliśmy facetowi "góralu czy ci nie żal" co poskutkowało otrzymaniem płynnych gratisów. Po wyjściu z piwniczki dotarło do nas jakim mistrzem promocji własnego biznesu jest właściciel. Jako jedyny miał wystawioną przed domem polską flagę. Działała ona jak magnes na polskich turystów. Może i na nas podświadomie również. Opuszczamy znajomego winiarza, a już podjeżdżają do niego 3 auta na polskich blachach. My idziemy sprawdzić co kryje się w położonym o 100 m. dalej muzeum węgierskiej motoryzacji. Zaskoczenie jest wielkie. Spotykamy mały domek, w domku wesołego emeryta zakochanego w leninie i pamiątkach postkomunistycznych. Ale trzeba oddać, że klimat motocyklowy jest. Oglądamy wytwory węgierskiej myśli technicznej. Kilkanaście egzemplarzy fajnych motorków. Gadżety i różne takie. Facet gdy rozpoznaje w nas Polaków z gramofonu puszcza nam niezapomnianą melodię (wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie... ) oczywiście zaskakujemy go znajomością słów tej pieśni i razem ciągniemy pierwszą zwrotkę. W szopce znajdujemy zaprzęgi trójkołowe. Mamy pozwolenie na fotki w tych zaprzęgach. Na koniec dowiadujemy się, że facet organizuje jeden z największych zlotów motocyklowych na Węgrzech. Dostajemy folderki o zlocie, krótką historię muzeum i zaproszenie na zlot za rok. Zostawiamy w puszce wszystkie forinty które nam zostały w kieszeni i opuszczamy gościnne progi muzeum. Gnamy już teraz do polski na ostatni postój. Granica Muszynianka, Żywiec Zdrój i postój. Śpimy w motelu przy Orlenie. Wypas jakiego się nie spodziewaliśmy za 40 zł. Na kolację świeży pstrąg, mycie ząbków i świeże łóżeczko. Tego nam było trzeba. Czujemy już małe podniecenie, na myśl o kolejnej nocy w swoim łóżku, wreszcie ze swoją żonką. Droga do Sompolna przebiega bez niespodzianek. 18 zł za autobanę i o 14 jesteśmy w domku.
Fotki z ostatnich odcinków wstawimy już do galerii. A w następnym wpisie zrobię dla was podsumowanie i statystyką wyjazdu.
Pozdrawiam, Roman
Witam ponownie. Mieliśmy wyjść na spacer ale jest nieziemsko gorąco. Siedzimy z M na tarasie. Dzieci wyjechały, pić się chce, postanowiłem więc wykorzystać ten czas i zakończyć relację z wyjazdu. Skupię się tylko na naszej podróży motocyklowej, pomijając pobyt w Makarskiej.
Czas trwania: 5-20 lipiec (16 dni, z czego 8 dni w siodle)
Marszruta:Polska, Słowacja, Węgry, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Serbia, Rumunia, Węgry, Słowacja, Polska
Pokonana trasa: 4530 km
Zużyte paliwo: 290 litrów
Koszt paliwa: 1600 zł
Koszt noclegów: 315 zł
Koszt jedzenia: 400 zł
Najwyższe miejsce: DN67C w Rumunii. Najwyżej położona droga Rumunii – osiąga 2145 m n.p.m
Najwyższy zdobyty szczyt motocyklem: góra św. Jerzego (Sveti Jure – 1762 m n.p.m.), drugi co do wysokości szczyt Chorwacji
Najdłuższy dzienny przejazd: 680 km.
Najkrótszy dzienny przejazd: 380 km
Najniższa temperatura: 8 stopni
Najwyższa temperatura: 39 stopni
Roztrzaskanych na kasku owadów: tysiące
Straty w ludziach: BRAK
Choroby i dolegliwości: jedno ukąszenie w tętnice szyjną (groźnie wyglądało), burza z gazów i pioruny po konsumpcji "czerwonej kaszanki" , w Makarskiej "choroba filipińska" - epidemia
Najpotrzebniejsza rzecz w podróży: butelka wody i interkom
Niepotrzebna rzecz w podróży: kuchenka gazowa

Czego nam brakowało: NICZEGO


Myślę, że w skrócie przedstawiłem wszystkie najważniejsze wydarzenia z naszej podróży. Bardzo miło zaskoczył mnie fakt, że tylu z was śledziło nasz wyjazd. Był to bodziec do dalszego pisania. Mamy nadzieję, że ktoś z was wyruszy naszym śladem. Uwierzcie mi, że warto. Mogą tylko przerażać trochę koszty, ale rok jest długi, my też zbieraliśmy na ten wyjazd kasę dość długo, ale gdy się zmobilizujecie to wszystko jest w waszym zasięgu.
Dziękujemy Karolowi za umieszczanie na bieżąco fotek. a szczególne dzięki dla Tomka, który w tym roku sam przygotował trasę i wziął na siebie cały ciężar rezerwacji noclegów.
Pozdrawiamy całą brać motocyklową: Roman, Tomek, Mariusz, Grzegorz - uczestnicy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Motorzysta
forumowicz



Dołączył: 22 Lut 2012
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Kruszwicy

PostWysłany: Nie 22:50, 28 Lip 2013    Temat postu:

Swietna relacja i wycieczka widac jak najbardziej udana... Az sie rozmarzyłem Smile Pozdrawiam!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
piter
forumowicz



Dołączył: 07 Maj 2011
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciechocinek

PostWysłany: Czw 9:32, 01 Sie 2013    Temat postu:

pogratulować......takie relacje zawsze są zachęcające do tego typu przygód.

pozdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.motosompolno.fora.pl Strona Główna -> Imprezy, wyjazdy, szybkie ustawki / Relacje z wypraw, wycieczek, imprez... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin